Ministerstwo Sprawiedliwości w swojej najnowszej propozycji chce walczyć z przewlekłością postępowań sądowych m.in. zatrudniając studentów prawa jako młodszych asystentów sędziów. Pomysł ten, pozornie innowacyjny, w rzeczywistości może stanowić niebezpieczny eksperyment na żywym organizmie wymiaru sprawiedliwości, który zagraża jakości orzecznictwa i podważa zaufanie do sądów.
Projekt zakłada zatrudnianie na stanowiskach młodszych asystentów sędziego studentów, którzy ukończyli trzeci rok studiów. To osoby, które faktycznie posiadają jedynie wykształcenie maturalne uzupełnione o sześć semestrów studiów prawniczych. Jest to szczególnie zastanawiające, gdy weźmiemy pod uwagę, że na wiele stanowisk urzędniczych w Polsce wymagane jest wykształcenie wyższe.
Analiza przykładowego planu studiów prawniczych (np. Uniwersytetu Jagiellońskiego) pokazuje, że student po trzecim roku nie ma podstawowych umiejętności potrzebnych do pracy w sądzie. Kluczowe przedmioty procesowe – np. postępowanie cywilne, postępowanie karne – są wykładane dopiero na czwartym roku. Tymczasem sąd procedurą stoi.
Związkowcy, którzy zwracają uwagę i zgłaszają swoje wątpliwości mają rację – obniżanie wymagań nie może być odpowiedzią na problemy kadrowe w sądach. To naprawdę nie rokuje dobrze, gdy wymiar sprawiedliwości nie płacąc godziwie decyduje się na tak istotne obniżenie standardów – ratując statystyki załatwień.
Bezbłędność jako standard pracy asystenta
Szczególnie niepokojącym aspektem tego pomysłu jest zderzenie braków w wykształceniu studentów z rzeczywistymi wymaganiami stawianymi asystentom. Obraz jakie są realne wymagania sędziów znakomicie można poznać z lektury wyroków czy to z zakresu prawa pracy (gdzie powodami byli asystenci) czy z wyroków sądów dyscyplinarnych, w których można znaleźć jako uzasadnienie uniewinnienia sędziego fakt, że błąd popełnił asystent.
„Sąd pierwszej instancji zaznaczył, iż z materiału dowodowego jednoznacznie wynika, iż współpraca powoda z sędziami (…) nie układała się dobrze. Już sam fakt, iż powód jako jedyny asystent w Wydziale współpracował tylko z jednym sędzią świadczy o tym, że nie radził on sobie z obowiązkami. Jak zeznawali sędziowie z nim pracujący powód popełniał wiele błędów merytorycznych, co sprawiało, że jego praca musiała być bardzo dokładnie sprawdzana. Taka sytuacja skutkowała tym, że powód nie stanowił wsparcia dla sędziego. […] Sąd Rejonowy podkreślił, iż błędy powoda nie były nieznaczącymi omyłkami, choć takie również popełniał, lecz poważnymi błędami merytorycznymi, które niezauważone pociągałaby za sobą daleko idące konsekwencje” – tak czytamy np. w wyroku Sądu Najwyższego z dnia 7 czerwca 2016 r. dotyczącym zwolnienia asystenta z pracy (sygn. akt II PK 132/15). Pracując w sądownictwie 25 lat (choć nie jestem asystentem, ale jestem związkowcem) trudno byłoby mnie przekonać, że generalnie wymagania do młodszych asystentów zostaną dostosowane do ich wiedzy. Może jestem w błędzie, ale wydaje mi się, że trudno będzie przekonać do tego kogokolwiek, kto w sądownictwie pracował, a tym bardziej samych asystentów.
Praktyka pisania uzasadnień przez asystentów – wymóg naśladowania stylu sędziego
Paradoksem polskiego wymiaru sprawiedliwości jest to, że od asystentów wymaga się nie tylko bezbłędnego przygotowywania projektów orzeczeń, ale spotykałem również dostosowania się do indywidualnego stylu pisania sędziego. To praktyka powszechnie znana, choć rzadko omawiana publicznie. Miałem okazję w jednej ze spraw przysłuchiwać się na sali rozpraw zeznaniom sędziów (w charakterze świadków), którzy skarżyli się sądowi orzekającemu w sprawie zwolnienia asystenta, że asystent nie dość dobrze naśladował ich styl – i nie wydawali się być zażenowani takimi zeznaniami, ani skłonni do refleksji, że ów asystent współpracował z sześcioma sędziami. Innym usłyszanym zarzutem, który mnie zdumiał było to, że asystentka nie zawsze trafnie zgadywała rozstrzygnięcie sędziego. Sędzia zeznająca w sprawie bez mrugnięcia okiem szła dalej w narzekanie na to, że od pewnego czasu utrudniała jej pracę, bo przedstawiała dwa uzasadnienia na dwa warianty. I kompletnie sędzię nie zbiło z pantałyku to, że na pytanie sądu przed chwilą zeznała, że żadnemu z asystentów nie dawała żadnych wskazówek.
Jak w realiach masowej ilości spraw mają takim oczekiwaniom sprostać studenci czwartego roku?
Ignorowanie rzeczywistości
Jak przeczytałem w tekście „Studenci mają pomagać sędziom. Związkowcy się nie zgadzają” (Mateusz Mikowski, rp.pl) według autorów projektu, planowane konkursy na młodszych asystentów, eliminują zagrożenie, że pojawienie się studentów na stanowiskach asystenckich doprowadzi do obniżenia jakości pracy asystentów sędziów. Dla mnie jest to myślenie życzeniowe, oderwane od realiów.
Studenci mają pomagać sędziom. Związkowcy się nie zgadzają
W praktyce sądy będą musiały wybierać: albo zatrudnić studentów jako tanią siłę roboczą i powierzać im najprostsze zadania, albo ryzykować poważne błędy merytoryczne w projektach orzeczeń. W pierwszym przypadku pomysł nie przyniesie oczekiwanego odciążenia sędziów, w drugim – zagrozi jakości orzecznictwa.
Obywatele jako króliki doświadczalne
Najbardziej niepokojący w tej propozycji jest fakt, że to obywatele staną się królikami doświadczalnymi. To ich sprawy będą przygotowywane przez osoby bez odpowiedniego przygotowania zawodowego. Przypominam sprawy, w których sędziów uniewinniano za wydawanie orzeczeń ze śle oznaczonymi stronami i innymi danymi w komparycji – bo pisał to asystent. Tylko, że potem problem miał uczestnik.
Oszczędności za wszelką cenę
Zapowiedziano pieniądze na 1159 etatów dla nowych asystentów w sądach rejonowych. Obecnie wynagrodzenia asystentów sędziowskich wynoszą od 6,5 tys. zł do 8 tys. zł brutto. Zatrudnianie studentów pozwoli zapewne na oferowanie jeszcze niższych stawek. Moim zdaniem jest to klasyczny przykład szukania oszczędności za wszelką cenę, bez względu na konsekwencje. Zamiast podnosić wynagrodzenia wykwalifikowanych asystentów, by przyciągnąć i zatrzymać najlepszych, eksperymentuje się z zatrudnianiem studentów.
Nie jest tak, że mnie to dziwi. Jako związkowcy widzieliśmy nie tylko umowy zlecenia w sądach – gdy na sali rozpraw w sądzie pracy, w sprawie o ustalenie stosunku pracy, mogła siedzieć protokolantka na zlecenie, ale nawet przy biurkach i aktach pracowników wynajmowanych z agencji pracy tymczasowej (sic). Wszyscy się zgadzają, że polski wymiar sprawiedliwości potrzebuje reform, ale chyba nie takich, które obniżają standardy i wprowadzają iluzoryczne rozwiązania. Zatrudnianie studentów jako młodszych asystentów sędziów to pomysł, który może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Władza ustawodawcza i wykonawcza powinny raczej skupić się na realnym rozwiązaniu problemu: podniesieniu wynagrodzeń wykwalifikowanych asystentów i usprawnieniu ich ścieżki zawodowej – włącznie z otwarciem drogi do zawodu sędziego. To, a nie zatrudnianie osób bez odpowiedniego wykształcenia, mogłoby przynieść rzeczywistą poprawę efektywności sądów. System sprawiedliwości to nie miejsce na oszczędności i eksperymenty. To instytucja, której obywatele powierzają swoje najważniejsze sprawy, oczekując profesjonalizmu i kompetencji.
Poglądy autora tekstu nie muszą pokrywać się ze stanowiskiem Wydawcy.