Władza związków zawodowych w polskich sądach jest niewiarygodna – tak przynajmniej mogłoby wynikać z informacji, które część dyrektorów przekazuje pracownikom jako prawdę objawioną.
– Nic nie mogę, mam ręce związane – to jedno z westchnień bezradnego i pozbawionego wszelkiej władzy dyrektora, które niedawno dotarło do moich uszu… Miało być błyskotliwą i kompetentną odpowiedzią na pytanie pracownika o to, czy może dostać podwyżkę. Mam nadzieję, że moja ironia jest odpowiednio wyczuwalna – nie chciałbym być źle zrozumiany. Oczywiście największe pretensje są do „Solidarności” Pracowników Sądownictwa. – Teraz rządzi tu „Solidarność”, słyszą od dyrektora pracownicy jednego z sądów. Wszystko zaczęło się od tego, że stale rozrastająca się organizacja międzyzakładowa zaczęła domagać się respektowania praw, które wynikają bezpośrednio z ustaw. Ustalanie zasad podziału środków na wynagrodzenia (całych, a nie tylko dodanych na podwyżki), dysponowanie zakładowym funduszem świadczeń socjalnych, wprowadzenie i zmiany regulaminów pracy i wynagradzania – to są rzeczy, które pracodawca musi uzgadniać bądź konsultować ze związkami zawodowymi. Czy to źle? Nie sądzę. Dzięki temu ma możliwość uzyskania informacji o ewentualnych trudnościach, które wprowadzane zmiany mogą spowodować. Ma też możliwość uwzględnienia pomysłów pracowników, zapobiegania ich obawom. Może wykorzystać doświadczenie kilkutysięcznej organizacji, która prowadzi swoją działalność w stu kilkudziesięciu sądach w całej Polsce. Sądach o bardzo różnych uwarunkowaniach. Jednym słowem – ma możliwość prowadzenia dialogu i korzystania z pomysłów innych, także innych dyrektorów. Oczywiście o ile chce. Gdy patrzy na tę szansę jak na próbę odebrania sobie niepodzielnej władzy, to robi się niefajnie. Swój brak chęci do dialogu maskuje wtedy podobnymi idiotyzmami: Mam związane ręce. Związki niczego nikomu nie związują – przynajmniej nasze. Inne tym bardziej. Zawsze jest możliwość wytłumaczenia swoich racji, pokazania uwarunkowań dotyczących całego sądu i jego funkcjonowania. Gdy są wolne środki finansowe, zawsze można zwrócić się do związków o przeprowadzenie uzgodnień i wypracowanie zasad. Oczywiście, jeśli ktoś w ogóle chce transparentnie wypracowywać zasady. Gdy słyszycie od swoich dyrektorów: „tutaj rządzi Solidarność” i mają związane ręce, to wiedzcie, że raczej świadczy to o ich kiepskich kompetencjach interpersonalnych i braku chęci do współpracy. Nie potrafią się dogadać, więc wolą „sprzedać” pracownikom skrajnie uproszczoną wizję sądu – oczywiście na niekorzyść związkowców, bo niby jak inaczej…