Kurator okręgowy średnio rocznie przesuwa z sądów rejonowych prawie 100 tys. po to, by wypłacać dodatki specjalnie sobie i zastępcom. Wnioski o dodatki są antydatowane, a kontrola ministerstwa wskazuje na szereg uchybień. Związkowcy, którzy nie zgadzają się na takie standardy stawiani są przed rzecznikiem dyscyplinarny. Czy faktycznie kodeks etyczny powinien służyć zamiataniu śmieci pod dywan i zapobieganiu ujawnianiu nieprawidłowości?
Wiem, że tekst ten nie zostanie dobrze przyjęty w środowisku kuratorów, do których pracy mam ogromny szacunek. Jednak trudno nie mówić głośno o sprawach, które w pierwszym odruchu budzą w człowieku sprzeciw. Jeżeli tekst ten spowoduje poruszenie w środowisku kuratorów, ożywi dyskusje na ich forach internetowych – tych zamkniętych dla przeciętnego Kowalskiego także – uznam, że spełnił swoją funkcję. Większość kuratorów wykonuje swoją pracę sumiennie, z poświęceniem, a nawet z narażeniem zdrowia i życia. Należy się dla ich służby ogromne uznanie, tym bardziej że robią to za niewygórowane wynagrodzenie, a przynajmniej w niektórych miejscach kraju środki, które mogłyby być im wypłacane w formie dodatków czy nagród trafiają do kieszeni tych, którzy o pracy w terenie już dawno zapomnieli. Nie wszyscy uwikłani są w zależności wewnątrzkorporacyjne, a pewnie część tych, którzy się uwikłali, w głębi serca dobrze zrozumie moje wątpliwości. Zdarzenia, które ostatnio wychodzą na światło dzienne, nie pozwalają milczeć. Dostrzegane są już na szczeblu decydentów. Moim zdaniem to ostatni dzwonek, by zwrócić uwagę na niedoskonałości systemu.
Rok temu w mediach wybuchła sensacyjna informacja. W Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu tworzą kodeks etyczny, z którego pracownicy dowiedzieli się, że mają obowiązek „lojalnie i rzetelnie realizować strategię rządu Rzeczypospolitej Polskiej”. Sprawie nadano wymiar polityczny – w kontekście tego, co dzieje się ustrojowo w sądownictwie. Trop okazał się jednak mylny – przyczyną takiego zapisu było… skopiowanie obszernych fragmentów z kodeksu etycznego jakiejś innej służby – przynajmniej tak tłumaczyły to naszemu miesięcznikowi władze tego sądu. Metoda „kopiuj-wklej” przy tworzeniu tego rodzaju dokumentów w sądach wydaje się niestety powszechna i prowadzi do powstawania różnych absurdów nieumiejętnie przeklejanych ze świata korporacji do sądownictwa. Nie trzeba tego wszystkiego pracownikom sądów przypominać – raczej każdy się z tym spotkał. Faktem jednak jest, że kodeksy etyczne zyskują na popularności. Firmy i urzędy tworzą kodeksy etyczne jakby czuły, że bez nich staną się passe. Próby bycia trendy najzabawniejszy obraz przyjmują jednak w urzędach. Mnie, jeszcze na studiach podczas wykładów z etyki urzędniczej, uczono, żeby do kodeksów etycznych podchodzić z rezerwą. Jeżeli jakaś grupa potrzebuje kodeksu etycznego, to znaczy, że z etycznego punktu widzenia, nie dzieje się tam dobrze. Dla porządku warto przypomnieć, że etyka to dział filozofii zajmujący się badaniem moralności, a moralność to zbiór zasad określających co jest dobre, a co złe. Tak to wygląda w skrajnym uproszczeniu. Kodeksem etyki można więc nazwać takie dokumenty czy akty, które nie zawierają norm prawnych, ale normy postępowania. Wyznaczają stosunki jednostki do innych osób, do grupy lub do samej siebie. Kodeksy etyczne grup zawodowych zawierają więc zalecane zasady zachowania, przekonania moralne oraz oceny różnych zachowań. To dana grupa w kodeksie uznaje coś za dobre lub złe. Tak samo jak etyka nie jest tożsama z moralnością, tak też zasady etyczne zawarte w kodeksie wcale moralne być nie muszą. Dyskusja nad wadami i zaletami kodyfikowania etyki zawodowej toczy się od dawna, także w świecie nauki. Najogólniej rzecz ujmując, argumentami za kodyfikowaniem są: upowszechnianie i popularyzowanie zasad etycznych w danej grupie zawodowej, wątpienie w sumienie jednostki, potrzeba określenia minimum etycznego w danym zawodzie, komercjalizacja zawodów, która prowadzi do trudnych do oceny etycznej sytuacji i ujednolicenie zachowań wykonujących dany zawód. Oczywiście nie jest to pełny katalog argumentów, które pojawiają się w dyskursie naukowym. Są też argumenty przeciwników kodyfikowania zasad. Leszek Kołakowski już w 1962 roku w artykule Etyka bez kodeksu, wskazał na to, że kodeksy mogą stanowić ucieczkę od odpowiedzialności osobistej i dokonywania wyborów moralnych. Zawsze można odwołać się do kodeksu i stworzyć – czasem bardzo niesłuszne założenie, że to, co w nim zapisano, jest zgodne z zasadami moralności, że jest dobre. Kolejnym argumentem przeciwko kodeksom etycznym jest brak podstaw do ujednolicania zachowań we współczesnym świecie – skoro funkcjonują różne systemy wartości. Kodeksy etyczne – ustalane odgórnie przez różne gremia lub specjalistów ryzykują tym, że będą oderwane od rzeczywistości, nieprzystające do zmieniających się warunków, bo przypomnijmy, że normy etyczne zawarte w kodeksie to nie to samo co moralność. Niejasne źródło pochodzenia kodeksów czy wątpliwe kompetencje do określania norm moralnych przez ich twórców to też jeden z podstawowych zarzutów przeciwko kodyfikacji. Wreszcie podnosi się nadmierny legalizm, upraszczanie zasad moralnych, a nawet wypaczanie tych zasad – wszak mówi się np. o kodeksie honorowym złodziei. Faktem jest, że kodeksy etyczne mogą prowadzić paradoksalnie do znieczulenia moralnego, nieuprawnionego przekonania jednostki, że jest zwolniona z odpowiedzialności osobistej, skoro ktoś uchwalił kodeks w sposób autorytarny, rozstrzygając wątpliwości.
W kodeksach etycznych można spotkać także wątpliwe etycznie zapisy. Przykładowo zapisem, który zabrania lekarzom krytykowania innych lekarzy, zajmował się nawet Trybunał Konstytucyjny. Moim zdaniem wątpliwe są także niektóre zapisy w Kodeksie Etycznym Kuratora. Czytamy w nim, że kurator sądowy wszelkie uwagi o błędach i zaniedbaniach powinien kierować do tego kuratora, który je popełnił, a o rażących informować przełożonego. Kurator nie powinien przy osobach postronnych wypowiadać o współpracownikach niekorzystnych opinii. Takie zapisy sprowadzają cały problem do tzw. prania brudów we własnym środowisku. Normy kodeksu etycznego nie precyzują, co to są „rażące błędy”, więc nigdy kurator nie wie, czy mówiąc o czymś innej osobie, nie złamie tej zasady. Poza tym, w jaki racjonalny sposób można obronić takie zapisy? To ewidentny korporacjonizm w skrajnej postaci, pilnujący tego, by ewentualne nadużycia lub błędy nie wyszły na zewnątrz. Jest to tym bardziej bulwersujące, że dotyczy funkcjonariuszy publicznych działających w ramach wymiaru sprawiedliwości. Same zapisy w kodeksie etycznym można byłoby zignorować, gdyby nie to, że ustawa o kuratorach przyznaje kuratorom bardzo dużą autonomię – zresztą nie mam pojęcia, do czego potrzebną. Kuratorzy sądowi posiadają własny samorząd i własny sąd dyscyplinarny. W praktyce ustawa włącza kodeks etyczny do systemu prawa i pozwala na prowadzenie postępowań dyscyplinarnych wobec kuratorów, którzy kodeks naruszają. Jedną z kar sądu dyscyplinarnego jest możliwość wydalenia z zawodu. W efekcie mamy konstrukcję, zgodnie z którą kurator, który mówi o nadużyciach innego kuratora innym osobom, mediom i który korzysta ze swojego prawa do swobodnej wypowiedzi, może stracić pracę za naruszenie skrajnie korporacyjnego zapisu w kodeksie etycznym.
Tego typu zapisy w kodeksach etycznych grup zawodowych zawsze budzą we mnie sprzeciw i poważne wątpliwości, właśnie etyczne i moralne. Zapytałem o ocenę takich sformułowań prof. dra hab. Jana Hartmana z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. – W wielu kodeksach etycznych różnych grup zawodowych ujawnia się konflikt między wąsko pojętym interesem korporacyjnym a dobrem interesariuszy i dobrem ogólnospołecznym. Dobre imię grupy zawodowej postrzegane bywa w perspektywie korporacyjnego egoizmu jako obecność w przestrzeni publicznej apologii danej grupy zawodowej i jej szczytnej działalności oraz nieobecność krytyki – skomentował prof. Hartman. – Gdy w XIX wieku kształtowały się wzorce kodeksów – jeszcze w oparciu o średniowieczne etosy cechowe – prestiż i duma związane były dość trwale z dystynkcją i urodzeniem, a publiczna krytyka była dowodem społecznej słabości i poniżenia tych, których dotykała. Jednak w epoce demokratycznej jest odwrotnie – prestiż danej instytucji bądź korporacji zależy w dużym stopniu od jawności i otwartości jej działania, a więc również od tego, w jaki sposób reaguje na nieprawidłowości i nadużycia we własnym środowisku. Jeśli dawniej, w warunkach społeczeństwa autorytarnego, zaufanie społeczne i szacunek dla danej grupy zawodowej wyrażał się między innymi w tym, że nikt nie śmiał publicznie jej piętnować, to współcześnie jest odwrotnie – jawność sprzyja zaufaniu i szacunkowi. Nie sam fakt występowania nadużyć świadczy dziś źle o korporacji, lecz ich ukrywanie i tuszowanie. Dlatego art. 12 kodeksu kuratorów należy uznać za naiwny anachronizm. Niestety, podobne zapisy występują również w innych krajowych kodeksach zawodowych, na przykład w Kodeksie Etyki Lekarskiej. Należy stanowczo tego rodzaju pozostałości kultury feudalnej z wszelkich dokumentów usuwać. Tym bardziej że stoją one w jawnej sprzeczności z literą i duchem prawa demokratycznego państwa. W wolnym kraju osoby ujawniające nieprawidłowości podlegają szczególnej ochronie przed ewentualnymi szykanami. Nie oznacza to braku odpowiedzialności za złośliwe pomówienia, niemniej jednak gdy sygnalista działa w dobrej wierze, to nawet gdy jego alarm okazał się fałszywy, przysłowiowy włos nie ma prawa spaść z jego głowy. Co więcej, zasada ta ma przewagę moralną nad obowiązkiem dbałości o dobre imię korporacji, z którą to dbałością bynajmniej zresztą nie pozostaje w sprzeczności. Jeśli zaś chodzi o kolizję z prawem, to żadne przepisy korporacyjne nie mogą ograniczać swobód konstytucyjnych, a prawo do krytyki – i to publicznej krytyki – do nich bez wątpienia należą – podsumował profesor.
Zdarzenia, które obserwowane są w korporacji kuratorów – bo chyba tak należy zacząć nazywać to środowisko – potwierdzają wszystkie powyższe wątpliwości. W tym samym numerze Czytelnicy znajdą tekst byłego już kuratora, który zderzał się z tym systemem przez wiele lat, płacąc wysoką cenę. Odszedł z zawodu, ale z decyzją tą – z tego, co wiem, zaczekał honorowo, aż umorzone zostaną wszystkie stawiane mu zarzuty. Także reprezentanci związku zawodowego, którzy uczestniczą w spotkaniach np. w ministerstwie, spotykają się z nieprzychylnością zamkniętego środowiska kuratorów. Niewykluczone, że będą im stawiane zarzuty przed rzecznikiem dyscyplinarnym lub będą stawali przed korporacyjnym sądem dyscyplinarnym. Na forach internetowych i w poczcie, która przychodzi do redakcji tego miesięcznika, nie brakuje korespondencji od kuratorów, którzy obawiają się zawsze o to, jak podawane informacje wpłyną na opinię o kuratorach. Czytając te wszystkie wypowiedzi i kodeks etyczny czasami zastanawiam się, czy samorząd kuratorski jest agencją PR? Dlaczego najważniejszy staje się wizerunek grupy zawodowej?
Wątpliwości dotyczące kodyfikacji tzw. zasad etycznych pojawiają się już w tekście dra Tadeusza Jedynaka zatytułowanym Kodeks etyki kuratora sądowego, który znajduje się na stronie internetowej Krajowego Stowarzyszenia Zawodowych Kuratorów Sądowych. Autor był ekspertem Krajowej Rady Kuratorów i przez wiele lat pełnił funkcję kuratora okręgowego. Już w tym tekście pada stwierdzenie, że „etyka zawodowa ma charakter partykularny”. Autor zwraca uwagę na przywołane na wstępie mojego tekstu wątpliwości dotyczące pochodzenia skodyfikowanych norm, ich relatywności i koniunkturalny charakter. Te wszystkie wątpliwości – jako wspólne dla każdego zawodowego kodeksu etycznego – możliwe byłyby do zignorowania i odłożenia pomiędzy dyskusje akademickie. Przypominam jednak, że w przypadku kuratorów, wątpliwe moim zdaniem zasady zapisane w kodeksie etycznym, mogą doprowadzić nawet do utraty pracy przez kogoś, kto postanowił powiedzieć głośno, że coś mu się nie podoba, albo gdzieś pojawia się uzasadniona obawa, że ktoś nadużywa swojej funkcji. Za naruszenie obowiązków kurator odpowiada bowiem przed koleżeńskim sądem dyscyplinarnym, który może orzec wydalenie ze służby kuratorskiej. Jak stwierdził Sąd Apelacyjny w Warszawie „obowiązki kuratora można podzielić na takie, które wynikają z pełnionej roli zawodowej, czyli «obowiązki kuratora», oraz takie, które stanowią zespół przewidzianych prawem czynności mających na celu prawidłowe wykonanie zadań, czyli «obowiązki kuratorskie». Te pierwsze mają postać powinności i norm zachowań osób sprawujących «urząd» kuratora, określają, co powinny one robić, jak postępować, aby być dobrym kuratorem, realizującym wysokie standardy moralne i humanistyczne. Tego rodzaju obowiązki wymieniono przede wszystkim w rocie ślubowania (art. 6 ust. 1 ustawy z 2001 r. o kuratorach sądowych) i należą do nich: wykonywanie zadań zgodnie z prawem, sumiennie i rzetelnie, dbałość o dobro Rzeczypospolitej Polskiej, dbałość o dobro podopiecznego, zachowanie tajemnicy (zawodowej), przestrzeganie zasad etyki zawodowej” (wyrok z dnia 30 marca 2017 r. – III APo 11/16). W ten sposób dochodzi do inkorporowania do systemu prawa powszechnie obowiązującego korporacyjnych zapisów określonej grupy zawodowej, której przedstawiciele wyposażeni w dosyć dużą autonomię samorządową mogą w istocie stworzone przez samych siebie zapisy wykorzystywać w celach niekoniecznie mających cokolwiek wspólnego z etyką czy moralnością. Spróbujmy to rozpatrzyć na przykładzie z życia wziętym.
W Sądzie Okręgowym w G. kontrolerzy z Ministerstwa Sprawiedliwości przeprowadzili kontrolę przyznawania dodatków specjalnych wśród kuratorów. Jedną z przyczyn kontroli były przekazywane do ministerstwa sygnały, których autorami była organizacja związkowa MOZ NSZZ „Solidarność” PS i zrzeszeni w niej kuratorzy. Z wyników kontroli można się dowiedzieć, że nie istniały opracowane regulacje dotyczące zasad wynagradzania, przyznawania dodatków czy nagród. Dla urzędników i innych pracowników sądu zasady takie funkcjonowały. Decyzje w tym zakresie były podejmowane w dosyć swobodny sposób przez kuratorów funkcyjnych – bo to oni, a nie prezesi i dyrektorzy decydują o podziale środków finansowych. Brak regulacji zwykle nie kończy się dobrze. Środki finansowe na wniosek kuratora okręgowego przesuwane były między sądami w taki sposób, żeby doszło do wzrostu środków na wynagrodzenia kuratora okręgowego i jego zastępców. Z samych przesunięć dokonanych na podstawie decyzji kuratora okręgowego z innych sądów, miał on dodatkowo do dyspozycji w ciągu 3 lat blisko 230 tys. złotych. Biorąc pod uwagę jeszcze środki zwiększające plan na skutek decyzji nadrzędnego sądu apelacyjnego, mówimy w sumie o kwocie 305.674 złotych w latach 2015-2017, co oznacza środki na wynagrodzenia wyższe o ok. 40% w stosunku do przyjętego planu finansowego. Kurator okręgowy uzasadniał wnioski o przesunięcia pieniędzy tym, że prezes sądu okręgowego przyznał kuratorom funkcyjnym dodatki lub nagrody na wniosek tego samego kuratora okręgowego. Przy czym wnioski o przyznanie dodatków specjalnych kuratorowi okręgowemu składane były regularnie przez 10 lat z identycznym uzasadnieniem, dotyczyły samego kuratora okręgowego i jego zastępców, często składane były też z datą wsteczną, a wypłacane były – jak stwierdzili kontrolerzy – w dużej wysokości, nawet za 8 miesięcy. Mowa tutaj o kwotach sięgających nawet blisko 10 tys. złotych. Podobnie dziwna sytuacja dotyczyła przyznawania nagród. Z dokumentu pokontrolnego wynika, że „przyznawanie nagród nie było racjonalnie uzasadnione…”, a sposób prowadzenia akt osobowych utrudniał weryfikowanie dokumentów. W efekcie ministerialni kontrolerzy negatywnie ocenili przyznawanie dodatków specjalnych. Swobodne przepływy środków finansowych między sądami okręgu tak, by zapewnić wysokie wypłaty dla kuratorów funkcyjnych, przyznawanie dodatków z datą wsteczną, wypłaty dodatków za okresy nieobecności w czasie choroby nie spotkały się z akceptacją kontrolujących. W swoim raporcie wyraźnie dali do zrozumienia, że dodatki nie powinny służyć zwiększaniu wynagrodzeń kuratora okręgowego i jego zastępców.
W sumie trudno się dziwić tym kuratorom funkcyjnym, że nie przepadają za związkami zawodowymi lub tworzą własne. Związkowcy wyposażeni są z mocy ustawy w ochronę właśnie po to, by móc swobodnie interweniować w podobnych sytuacjach. Tutaj akurat motywem wrogości wobec kuratorów sygnalizujących nieprawidłowości mógł być interes własny.
Z tego co wiem, sprawa znalazła się już w kręgu zainteresowania właścwych organów, a środowisko kuratorów sądowych powinno być wdzięczne tym, którzy mieli odwagę zainteresować nieprawidłowościami kogoś spoza kręgu kuratorów. Jednak postępując zgodnie z kodeksem „etycznym” każdy z kuratorów, który poinformowałby o tym „kogoś postronnego”, że ma podejrzenia co do sposobu wydawania środków na wynagrodzenia przez kuratora okręgowego może mieć poważne problemy –zgodnie bowiem z kodeksem etycznym nie jest to tolerowane w środowisku kuratorów i traktowane jako delikt dyscyplinarny. Taka sytuacja spotkała jednego z kuratorów, który w okręgu Sądu Okręgowego w G. powiadomił sąd o tym, że w jednym z postępowań doszło do przewlekłości. Rzecznik dyscyplinarny wszczął postępowanie wyjaśniające, a kurator jest podejrzany o popełnienie deliktu dyscyplinarnego polegającego na złamaniu zapisów korporacyjnych w kodeksie etycznym. Z sytuacji tej wynika zatem wniosek, że nawet kurator, który przejmuje sprawę od innego kuratora, z przewlekłością w terminach, gdy składa pismo do sądu orzekającego w sprawie jego podopiecznego, nie może w tym piśmie wytłumaczyć sądowi, dlaczego doszło do uchybienia terminom. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że powodem zajęcia się tą sprawą było zawiadomienie Komisji Zakładowej Związku Zawodowego Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP przy Sądzie Rejonowym w R. W sądzie tym działała organizacja NSZZ „Solidarność”. Organizacja związkowa innego związku zawodowego prawdopodobnie postanowiła wykorzystać przepisy o samorządzie kuratorskim do rozgrywek międzyzwiązkowych. Postępowanie prowadzone jest ze wskazaniem na podejrzenie naruszenia przez kuratora art. 10, 11 i 14 Uchwały Krajowej Rady Kuratorów z dnia 6 maja 2004 roku – Kodeksu etyki kuratora sądowego oraz art. 6 ust. 1 Ustawy z dnia 27 lipca 2001 roku o kuratorach sądowych. W ogóle samorząd kuratorów wydaje się nie akceptować prawa kuratorów do zrzeszania się w związkach zawodowych, a zwłaszcza prawa do reprezentowania przez związki zawodowe zbiorowych interesów wszystkich pracowników – w tym także kuratorów. W niedawnej uchwale Krajowej Rady Kuratorów z dnia 28 września 2018 roku można przeczytać, że MOZ NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa przekracza swoje uprawnienia, gdy wypowiada się w sprawach kuratorów sądowych – podczas gdy organizacja ta jest organizacją członkowską związku zawodowego reprezentatywnego w rozumieniu przepisów o Radzie Dialogu Społecznego, a w poszczególnych zakładach pracy na mocy ustawy reprezentuje zbiorowe interesy wszystkich pracowników. Krajowa Rada Kuratorów w swojej uchwale już w pierwszych słowach zdradza, co leży jej najbardziej na sercu – są to kwestie wizerunkowe kuratorów sądowych. Takie same niepokoje wyłaniają się z niemal każdej krytycznej reakcji czytelników, która wpływa na pocztę redakcji tego miesięcznika. Troskę o wizerunek zdradzają też zapisy w kodeksie etycznym, które z całym niebezpiecznym potencjałem mogą być wykorzystywane do tłumienia jakiejkolwiek krytyki pochodzącej z wewnątrz środowiska kuratorów. W swoim tekście z grudnia 2017 roku zatytułowanym Niepohamowany apetyt Krajowej Rady Kuratorów na informacje o kuratorach przywoływałem sytuację, gdy reprezentanci samorządu kuratorskiego próbowali uzyskiwać od prezesów sądów informacje o przynależności kuratorów do związków zawodowych – przypomnijmy, że dane o tym są danymi szczególnie chronionymi. W dniu 20 czerwca 2017 roku Krajowa Rada Kuratorów podjęła uchwałę Nr 8/XII/IV/2017, w której upoważniła Prezydium KRK, by zwróciło się do prezesów sądów okręgowych o dane kontaktowe do przewodniczących organizacji związkowych. Prezydium miało w efekcie wystąpić do nich o podanie liczby kuratorów będących „czynnymi członkami tych związków”. Zdaniem samorządu kuratorskiego, jak wynika z uzasadnienia uchwały, KRK jest reprezentantem kuratorów sądowych i z tego wywodzi swoje prawo do „pozyskiwania informacji na temat obszarów, w których przejawia się aktywność zawodowych kuratorów sądowych”.
W czasie przygotowywania tego tekstu zadałem rzecznikowi prasowemu Sądu Okręgowego w G. pytanie, na jakiej podstawie uchwała samorządu kuratorskiego została opublikowana na stronie sądu, a protokół kontroli przyznawania dodatków nie został opublikowany. Zgodnie z ustawą o dostępie do informacji publicznej dokumentacja z przebiegu i efektów kontroli oraz wystąpienia, stanowiska, wnioski i opinie podmiotów ją przeprowadzających sądy są zobowiązane do zamieszczania w Biuletynie Informacji Publicznej (art. 8 ust. 3 w zw. z art. 4 ust. 1, art. 6 ust. 1 pkt 4 lit. a tiret drugie ustawy o dostępie do informacji publicznej i art. 77 ust. 1 Konstytucji RP). Od rzecznika prasowego sądu otrzymałem wyjaśnienie, że kontrola nie była przeprowadzana przez służby podległe Prezesowi Sądu Okręgowego w G., a zatem prezes sądu okręgowego nie jest odpowiedzialny za publikację sprawozdania z tej kontroli na stronie internetowej BIP. Jednocześnie rzecznik zwrócił uwagę, że działalność sądu obejmuje także służbę kuratorską sądów i dlatego na stronie internetowej publikowane są, w miarę możności, wszelkie istotne informacje dotyczące tej służby, w tym także opublikowano tę uchwałę. Uchwała Krajowej Rady Kuratorów wprawdzie nie została zdjęta ze strony, usunięto jednak z BIP link do niej prowadzący.
Od jednego z kuratorów ze wschodniej Polski uzyskałem informację, że rzecznik dyscyplinarny prowadzący postępowania wobec kuratorów zrzeszonych w „Solidarności” (chowając się za internetowym pseudonimem) na zamkniętym forum kuratorów, po spotkaniu związkowców w ministerstwie, szeroko wyrażał swoje obawy dotyczące kwestii wizerunkowych kuratorów sądowych. Wypowiadał się też dosadnie o „pluciu we własne gniazdo”. Gdy zapytałem tego kuratora czy na forum tym używa pseudonimu „K.” – usłyszałem, że nie odpowie na to pytanie. Gdy zapytałem, czy zamieszczanie na tym forum wpisów o treści: „z racji sprawowanej przez siebie funkcji opowiadam się za oczyszczeniem środowiska i wyciągnięciem konsekwencji” nie godzi w jego bezstronność jako rzecznika dyscyplinarnego – otrzymałem identyczną odpowiedź. Gdy poprosiłem o wyjaśnienie, dlaczego nie odpowie na pytania, usłyszałem, że nie ma na to ochoty. Z innych źródeł dowiedziałem się, że niedawno dostał awans zawodowy i stanowisko kierownicze. Jak się wydaje, dwa postępowania przez niego wszczęte wskazują na wypełnianie obietnicy składanej na forum internetowym.
Po zakończeniu prac nad tym tekstem dostałem informację, że kuratorowi, którego sytuacja została przytoczona w tekście, jako przykład wykorzystywania zapisów kodeksu etyki, zostało wytoczone kolejne – już drugie po spotkaniu w ministerstwie – postępowanie wyjaśniające – tym razem spowodowane tym, że z oskarżenia prywatnego zostało wobec kuratora zastosowane warunkowe umorzenie. Powodem postępowania karnego były krytyczne uwagi kierowane do nauczycielki córki kuratora – zamieszczone w dzienniku elektronicznym. Oskarżycielka jest nauczycielką historii, a prywatnie żoną wiceprezydenta miasta. Sprawę poruszała Mira Suchodolska w tekście Zniesławienie: Nie będziesz krytykował nauczycielki dziecka swego, opublikowanym na łamach „Dziennika Gazeta Prawna”. Jak wynika z informacji od rzecznika prasowego, na obecnym etapie postępowania nie zostało w żaden sposób przesądzone, że popełnienie przewinienia dyscyplinarnego w ogóle miało miejsce. W tym samym okręgu spokojnie pracuje inny kurator sądowy, wobec którego w postępowaniu karnym także zapadł wyrok w sprawie związanej z nieumyślnym spowodowaniem wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Jego matka była kuratorem delegowanym do pomocy kuratorowi okręgowemu. Wobec niego nie było prowadzone postępowanie przed rzecznikiem dyscyplinarnym. – Wedle mojej wiedzy Prezes sądu okręgowego wiedział o wyroku warunkowo umarzającym postępowanie, co jednak nie spowodowało wystąpienia do Rzecznika Dyscyplinarnego o podjęcie czynności – napisał mi rzecznik prasowy sądu. – Ocena co do potrzeby wszczęcia postępowania wyjaśniającego ma charakter indywidualny i jest podejmowana z uwzględnieniem wszystkich okoliczności sprawy. Pod uwagę bierze się zwłaszcza umyślność lub nieumyślność działania osoby, wobec której warunkowo umorzono postępowanie karne.
Kurator okręgowy nie chciała rozmawiać na temat przyznawania dodatków funkcyjnych i nagród. Wysłane pytania i prośba o komentarz pozostały bez odpowiedzi.
Z mojego – czyli osoby, która kuratorem nie jest – punktu widzenia, zapisy w kodeksie etycznym kuratorów i to, jaki robi się z nich użytek lub jaki można robić – są bardzo niepokojące. Gdy weźmie się pod uwagę bardzo dużą autonomię tej grupy zawodowej, praktyczny brak kompetencji kontrolnych nad kuratorami okręgowymi zarówno ze strony prezesów okręgowych, jak i Ministerstwa Sprawiedliwości, niejasne zasady funkcjonowania kuratorów w systemie sądownictwa (kurator to pracownik sądu rejonowego, ale prezes tego sądu w praktyce nie ma żadnych kompetencji), to jedynym apelem do decydentów jest, aby jak najszybciej uregulowano te kwestie od strony systemowej. Bardzo mnie interesuje, jakie są racjonalne przesłanki tak dużej autonomii dla kuratorów i samorządu kuratorskiego. Autonomia i niezawisłość sędziów jest oczywista. Czemu jednak ma ona w tak szerokim zakresie służyć funkcjonariuszom probacyjnym, którzy zadania o charakterze wychowawczo-resocjalizacyjnym, diagnostycznym, profilaktycznym i kontrolnym, związane z wykonywaniem orzeczeń sądu wykonują w środowisku swoich podopiecznych? Chętnie przyjmę wszystkie racjonalne argumenty, niezwiązane wyłącznie z wizerunkiem grupy zawodowej. Dla mnie kurator sądowy to swoisty streetworker, może nawet umundurowany, z odpowiednimi kompetencjami i uprawnieniami, który wykonuje zadania na zlecenie sądu. Kurator to nie quasi-sędzia. Środowisko to nie musi mieć aż tak dużej autonomii. Musi natomiast mieć lepsze wynagrodzenia i warunki do pracy.
Powyższe sytuacje są tylko przykładem, który ma unaocznić problem z zapisami w kodeksie etycznym. Czy kurator sądowy, który podejrzewa, że coś niedobrego dzieje się w jego środowisku zawodowym faktycznie powinien być stawiany w sytuacji obawy, że zainteresuje się nim rzecznik dyscyplinarny, jeśli zareaguje i będzie sygnalizował swoje obawy? Przypomnijmy, że związki zawodowe ze swojej natury pełnią funkcje sygnalizacyjne. W sprawie medialnej afery w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie to właśnie „Solidarność” Pracowników Sądownictwa pierwsza sygnalizowała podejrzenie nieprawidłowości – zresztą głos ten został zignorowany także przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Moim zdaniem w Polsce jak najszybciej powinno dojść do zrewidowania ustroju służby kuratorskiej.
Wiem, że część kuratorów liniowych, sumiennie i z narażeniem zdrowia i życia pracujących w terenie, często w niełatwych warunkach lokalowych, poczuje się dotknięta tym artykułem. Zapewniam, że moje rozważania nie dotyczą ich pracy i jestem przekonany, że to zrozumieją, nawet jeśli nie będą mogli powiedzieć tego głośno.
Wszelkie głosy – ale najchętniej te, które odnoszą się do innych kwestii niż sprawa wizerunku grupy zawodowej – można kierować na redakcyjną skrzynkę: redakcja@gs.org.pl.
Artykuł pochodzi z numeru, który można pobrać klikając poniższy link
Pobierz “Nr 8 (25) • Październik 2018”