MASKI W PROTEŚCIE. PRZYKŁAD WYKORZYSTANIA UTRWALONEJ KULTUROWO SYMBOLIKI.

Pierwszy kwartał 2019 r. upływał pod znakiem niepewności o wzrost wynagrodzeń pracowników sądów i prokuratury. Od 2016 r.  – po okresie wieloletniego zamrożenia pensji – rozpoczął się proces podnoszenia wynagrodzeń. MOZ NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa i Prokuratury w 2016 r. zapoczątkowała zabieganie o to, by w sądach i prokuraturach przestrzegano ustawowego prawa do uzgodnień. To właśnie ten rok jest przełomowy. Przysłowiowego konia z rzędem dla tego, kto przedstawi dowody, że wcześniej respektowano te przepisy i cokolwiek w sądach czy prokuraturach uzgadniano. Przypomnijmy, że ustawa obowiązuje od początku lat dziewięćdziesiątych. Nie o tym jednak jest ten tekst. Dotyczy on raczej tego jak powstaje protest i jak można wykorzystać w nim to, co dla nas wszystkich jest wspólne kulturowo, co jest niemal archetypowe i od dawien dawna wpisane we wspólne przeżywanie. Bo protest to nie jest nic spontanicznego. Dobry protest to całe know-how (wiedzieć jak) i proces twórczy.

w 2019 – 5 marca – przez ulice Warszawy przeszedł – zorganizowany przez „S” sądowo-prokuratorską korowód płaczących masek. Maszerowało ok. 4 tys. uczestników. Ten tekst przedstawia perspektywę autora jak doszło do stworzenia wizerunku tego wydarzenia i jak – mniej lub bardziej świadomie – można wykorzystać w tworzeniu takich akcji to, co łączy dzięki temu, że jest bardzo mocno zakorzenione kulturowo.

Na początek zaznaczę, że moja perspektywa osadzona jest w realiach polskiego sądownictwa i własnych doświadczeniach z tym związanych. Już ładnych parę lat temu pracownicy sądów i prokuratury zostali postawieni przed faktem obowiązku zdobycia wykształcenia wyższego (nawiasem mówiąc obowiązek uchylono, gdy znaczna część obowiązek wykonała). Konsekwencją niesprostania temu zadaniu była utrata pracy. Wprowadzając ten obowiązek w żaden sposób nie stworzono spójnego systemu wspomagania finansowego dla pracowników. Nieco podobnie jak przy szczepieniach – wszystko oparte było na improwizacji i wdrażaniu różnych rozwiązań przez poszczególne sądy czy prokuratury. W moim miejscu pracy przewidziano możliwość dofinansowania na poziomie 25%. Udałem się więc do administracji z prostym pytaniem: Jaki kierunek mam wybrać, by uzyskać dofinansowanie. Niestety, jasnej odpowiedzi nie było. Nie istniały żadne systemowe ani wewnątrzzakładowe zasady. Uzyskałem – z perspektywy czasu absurdalną – odpowiedź, że mam sam wybrać, złożyć podanie, a zakład pracy zdecyduje czy mi dofinansować. Oczywiście, że było to nieracjonalne postępowanie pracodawcy – bo jeżeli potrzebował jakiś kwalifikacji – byłem gotowy je nabyć. Skoro jednak nie potrafił mi opowiedzieć na tak proste pytanie, a jednocześnie nie dawał żadnej pewności postanowiłem wybrać to, co mnie interesuje. Dla mnie wybór był oczywisty – Wydział Filozoficzny UJ – kierunek: religioznawstwo. Bardzo interdyscyplinarna dziedzina wiedzy o człowieku i jego funkcjonowaniu. Podanie oczywiście zostało odrzucone – co mnie wcale nie zdziwiło i o co nigdy nie miałem pretensji. Jak wiąże się to z tematem protestów – mam nadzieję, że okaże się za chwilę.

Jako organizacja MOZ NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa i Prokuratury wiedzieliśmy, że protest możliwy jest do zorganizowania w określonym przedziale czasowym – powodów było wiele. Przeglądając kalendarz okazało się, że w tym czasie przypadają tradycyjne „Ostatki”. To był już jakiś konkretny punkt zahaczenia. Wiedzieliśmy dobrze, że adresatem naszych postulatów jest premier rządu. Nazwa wydarzenia zbudowała się niemal sama – „Ostatki u premiera” – brzmiały dobrze. Konieczne było jednak znalezienie pomysłu jak odróżnić ten protest od innych. Każda poważnie działająca organizacja dobrze wie, że grupa ludzi z tekturkami i parasolami raczej nie przykuje niczyjej uwagi. Protest bez uwagi mediów i opinii publicznej jest zaś pozbawiony jakiegokolwiek sensu. Trzeba było coś wykombinować. Moje myśli podążyły za tradycją „Ostatków – zwanych też „zapustami”. W tradycji są to ostatnie dni karnawału zaczynające się w „Tłusty czwartek” a kończące się we wtorek przed „środą popielcową” rozpoczynającą okres Wielkiego Postu. Sam karnawał sięga już czasów starożytnych. Związany jest z kultami rolniczymi i płodnością – zarówno w starożytnym Egipcie (gdzie wiązano go z boginią Izydą) jak i w Grecji czy Rzymie. Z ostatkami wiążą się od lat w naszej kulturze tradycje karnawałowych korowodów – które najbardziej spektakularne są w krajach latynoskich. To jest element naszego „kulturowego DNA” – nie tylko polskiego, ale całego obszaru kulturowego. Pomysł na stworzenie wizerunku wydarzenia stopniowo nadbudowywał się sam – z mniej lub bardziej świadomym wykorzystaniem wiedzy czy intuicji zdobytej na pozornie nieprzydatnych studiach.

Karnawał i korowody natychmiast nasuwały skojarzenie masek. Każdy kto był w Wenecji zapewne widział ich olśniewające bogactwo. Karnawał to jednak czas radosny, nam nie było do śmiechu. Kolejnym pomysłem był pomysł, by maski były płaczące. Tak powstały łezki. W do protestu dołączyły się praktycznie wszystkie związki zawodowe (poza jednym w sądownictwie i wtedy jedynym w prokuraturze) działające w wymiarze sprawiedliwości w skali ogólnopolskiej. Maszerowali pracownicy bez względu na związkowe sympatie i antypatie. 

MASKI W KULTURZE

Zatrzymajmy się jednak na maskach. Dzisiaj kojarzą nam się z epidemią i wzbudzają różne emocje. Maska jest jednak kulturowo mocno osadzona i niemal natychmiast wywołuje określone reakcje, a z pewnością zwraca uwagę i utrudnia bycie obojętnym.

Etymologicznie maska – przez język Etrusków –  wiedzie nas do pojęcia persony – czyli osoby czy postaci z jej charakterystycznymi cechami. Persona to wprost maska jaką człowiek przybiera by funkcjonować w społeczeństwie i mediować między tym czego chce, a co musi. Przede wszystkim maska była związana z greckim teatrem (na marginesie – sąd i rozprawa sądowa to teatrum w czystej postaci, a może nawet rytuał). Maska w greckim teatrze nadawała postaciom charakter. Maska była odpowiednikiem osobowości postaci. Maski miały także określoną konstrukcję, która dawała rezonans. Postać dzięki masce stawała się bardziej słyszalna. Aktorzy i studenci szkół aktorskich dobrze wiedzą, że reminiscencje tego utrwaliły się w języku w sformułowaniu „mówić na masce” – czyli na gardle – korzystając z naturalnego rezonansu podniebienia. W kulturze Etrusków maska przysługiwała uprzywilejowanym członkom klanów. W starożytnym Rzymie funkcjonowały zaś maski rodowe. Maski odbierają nam osobistą tożsamość i upodabniają nas do siebie – mogą także stać się wymownym wyrazem wspólnoty problemów.

Maska od tysięcy lat funkcjonuje w naszej kulturze jako atrybut, który pozwala nadać czemuś charakter, wyróżnić i przełamać obojętność. Wydawało się więc, że jest to spójny i rewelacyjny atrybut organizowanych „Ostatków u premiera”. Wspaniały atrybut pozwalający głośniej przemówić i zjednoczyć się w podobnych problemach po to, by wspólnie im zaradzić. Jako organizacja związkowa wykupiliśmy chyba cały zapas masek jaki był dostępny w Polsce. Był już nawet plan sprowadzania ich z zagranicy, ale nie starczyło czasu. Musieliśmy poprzestać na zasobach krajowych.

Wybór okazał się słuszny, a intuicja zakorzeniona w wielowiekowej tradycji nie zawiodła. Trudno do dzisiaj zapomnieć też to, jak wspólnie – ponad podziałami – dzień przed protestem – z różnych związków zawodowych – kilka godzin siedzieliśmy i przygotowywaliśmy maski naklejając na nie czarne „łezki”. To także bardzo symboliczne wydarzenie – myślę, że nie tylko dla mnie.

Pomysł załapał. Wydarzenie podchwyciły media pisząc o marszu tysięcy płaczących masek. Widok był dosyć przejmujący. Powstało wiele wspaniałych zdjęć. Fotografie robili artyści, a motyw stał się nawet – o ile mi wiadomo – tematem jednego z wernisaży. Maski – podobnie jak czynią to od tysięcy lat – przełamały obojętność i dały rezonans.

Pomysł na te wspomnienia powstał na kanwie rozważań o tym, jak powstaje protest i jak ważna jest jego spójność i zakorzenienie w symbolach i kulturze i tożsamości. Opiera się o to, że organizacje pozarządowe muszą doskonalić się w tym, jak obywatelskie wydarzenia organizować. W warstwie osobistej autora zaś jest jakąś tam próbą przekazania tego, że wiedza humanistyczna w praktyczny sposób daje się wykorzystywać i niesłusznie jest marginalizowana – także przez pracodawców. Wszystko zależy od kreatywności organizacji i ludzi.

Wykorzystano do zilustrowania zdjęcie z sieci oraz prace, które wykonał Maciek Welk z ASP w Warszawie – z FB „Gazety Sądowej”.