Przepracowani w sądach

„Rzeczpospolita” powołując się na badania firmy rekrutacyjnej Hays Poland poinformowała, że w Polsce ¾ pracowników wypracowuje nadgodziny. Ponad połowa pracowników zabiera pracę do domu, a podobna liczba nadrabia zaległości w weekendy. Rekordziści (6 procent badanych) mówią nawet o 20 – 25 dodatkowych godzinach tygodniowo.

Przyczyną ponadnormatywnej pracy jest deficyt pracowników np. w handlu i usługach. W niektórych zakładach pracy nadgodziny są elementem organizacji pracy. Z taką sytuacją spotykamy się w niektórych sądach w okresie nasilonego wpływu – np. w wydziałach Krajowego Rejestru Sądowego.

Jak donosi „Dziennik Gazeta Prawna” (Pasztelańska J., Zaharowani, Nr 165(4312)/2016) z badań statystycznych wynika, że jesteśmy jednym z najbardziej pracowitych narodów. W rankingu stworzonym przez OECD zajmujemy drugie miejsce w całej Unii Europejskiej pod względem ilości przepracowanych godzin. Piąte miejsce zajmujemy w skali całego świata. Raport Ipsos Global umieszcza nas na jedenastej pozycji najbardziej zapracowanych ludzi świata. Jakim kosztem?

Stres, przemęczenie, zaburzenia depresyjno-lękowe, zaburzenia snu, psucie się więzi rodzinnych, rozpad związku, choroby somatyczne (zawał serca, nadciśnienie, choroby zwyrodnieniowe, nowotwory i inne).

Dla portalu gazetaprawna.pl, który donosił w 2015 roku o nagłej śmierci sędziego z Poznania oraz kilku samobójstwach młodych sędziów, była minister sprawiedliwości – sędzia Barbara Piwnik wyjaśnia, że stres sędziów nie dotyczy trudności z orzekaniem, ale organizacji pracy.  – Nie pomoże rozmowa z psychologiem, ale usprawnienie pracy sędziów tak, by nie musieli czekać na konwoje, szukać sal rozpraw czy kłopotać się niedziałającymi systemami komputerowymi – przekonuje Piwnik.

W jednym z sądów na północy Polski rok po roku dwóch urzędników sądowych targnęło się na swoje życie. Mariusza (imię zmienione) koledzy wspominają jako człowieka wrażliwego. Pracował jedynie na zastępstwo, studiując prawo. Rzucony na głęboką wodę nie poradził sobie z pracą w wydziale karnym i chodzeniem na wokandy z bardzo wymagającą sędzią, która notabene wystawiła mu bardzo krytyczną opinię. Nie wytrzymał – powiesił się.

Po roku przyszedł czas na Alicję (imię zmienione). Była zastępcą kierownika oddziału administracyjnego w tym samym sądzie. Doświadczona, ciesząca się szacunkiem wśród pracowników, ale i wzbudzająca respekt. Problemy ze stawem biodrowym zmusiły ją do poddania się operacji. Wypadła z bezlitosnych trybów pracy w sądzie. Przełożeni nie byli zadowoleni. By ratować swoje życie zawodowe, wróciła do pracy o kulach. Została całkowicie zdegradowana. Już nie liczyły się dotychczasowe osiągnięcia i doświadczenie. Kazali jej zakładać teczki. W efekcie popadła w depresję, przebywała na zwolnieniu lekarskim. W czasie ostatniej rozmowy z dyrekcją miała powiedzieć: „Jak nie wiecie co ze mną zrobić, to do piwnicy mnie poślijcie”. Wkrótce już nie żyła. Ikar upadł, sądowe tryby mielą dalej. Nikt nie porozmawiał z pracownikami – nie licząc przesłuchań w postępowaniu prokuratorskim. Obu samobójstwom przypisano winę zaburzeń psychicznych urzędników.

– Koleżanka, która wcześniej analizowała inne grupy zawodowe, wcale niełatwe,  np. więziennictwo, powiedziała, że pierwszy raz widzi dane grupy zawodowej, w której sto procent ma problemy ze snem – mówi w wywiadzie z Tomaszem Kwaśniewskim (GW, 17.03.2016, Sąd na skraju załamania nerwowego. Pytamy o kondycję polskiego wymiaru sprawiedliwości) dr Katarzyna Orlak, która przebadała pracowników polskiego sądownictwa. – Ponad 70% potrzebuje pomocy psychologicznej, przeszło jedna trzecia pracowników sądownictwa powinna się skonsultować ze specjalistą ze względu na doświadczane zaburzenia stanu zdrowia psychicznego. Ta grupa ma do czynienia z trudnymi treściami, z dużą odpowiedzialnością, presją czasu, narażona jest na stresory i przy tym nie ma żadnej opieki psychologicznej.

Pamiętajcie, zaburzenia snu, zmęczenie, pojawienie się problemów w relacjach z Waszymi rodzinami, leki, zaburzenia psychosomatyczne w postaci bólów brzucha, wymiotów – o których wspomina wielu urzędników sądów – to wystarczające powody, by skorzystać z pomocy. Później będzie tylko gorzej – samo nie przejdzie. Powiedzcie o tym swojemu lekarzowi rodzinnemu albo od razu udajcie się do lekarza psychiatry – nie trzeba skierowania, nie ma czego się bać czy wstydzić.

– To nie chodzi o to, że oni są chorzy psychicznie. Oni po prostu doświadczają zaburzeń snu, zaburzeń koncentracji, lęków czy objawów charakterystycznych dla depresji – wyjaśnia Orlak.