Z hierarchii to ja się śmieję, bo to jest sztuczne. Prawdziwa hierarchia tworzy się z autorytetu – Anna Jarmusiewicz „Takie buty z cholewami”.
Na folwarku był pan i byli chłopi. Pan trzaskał chłopa batem po karku. Chłop nadstawiał kark. I to było normalne. Wydawałoby się, że panów już nie ma, a i chłopi też się wykruszyli, więc tak naprawdę, o co się rozchodzi? Wszystko rozbija się o miejsca parkingowe.
A właściwie ich brak. Niewykluczone jednak, że chodzi tu o coś więcej. Zdecydowanie więcej. Niektórzy sędziowie uważają, że należy im się wyższy standard życia niż urzędnikowi sądowemu.
To nie fantastyczny świat Stasia Lema. To rzeczywistość sądowa.
Społeczeństwo staje się coraz bardziej zmotoryzowane, do pracy przyjeżdża autami. Niektórzy, mając zaledwie 5 minut drogi. I zaczyna się walka o miejsce na parkingu sądowym, który w większości miejscowości nie jest wystarczająco „pojemny” dla ogólnie rzecz ujmując pracowników sądowych, bo czy sędzia, czy urzędnik, czy też pani sprzątaczka, to wszyscy są pracownikami sądu. I niczyja też wina w tym, że parking jest takiej wielkości, a nie innej. Jednak urzędnik przyjeżdża do pracy na określoną godzinę i stawia samochód tam, gdzie akurat jest wolne miejsce. Zdarza się, że do pracy ma odległość 50 km, albo i więcej. Wsiada więc do swojego małego autka i jedzie pozytywnie nastawiony na nowe wyzwania. I oto jest. Pierwsze wyzwanie! Gdzie zaparkować? Cóż, kto się spóźnia, nie powinien marudzić i kręcić nosem, że znów nie ma dla niego skrawka parkingu. A tak naprawdę, to okazuje się, że ten nasz urzędnik nie może tutaj parkować, bo…?
Bywają przypadki, że „władza” sądowa wyznacza jedno miejsce postojowe tylko i wyłącznie dla siebie (maluje pasy, okleja taśmami, stawia słupki – cuda niewidy panie). I spróbuj parobku postawić na tym miejscu auto. Afera na cały zakład pracy, szukanie przestępcy, bo jak śmiał przycupnąć swoim zdezelowanym samochodem na skrawku pańskiej ziemi. –To ja jestem wyżej w hierarchii – powiedział pan sędzia do pracowników wydziału, rzucając gromy wokół. Czyżby ktoś śmiał postawić auto na parkingu, przyjeżdżając jak co dzień do pracy, a pan sędzia musiał np. kogoś zablokować?
Często też na tych naszych parkingach zostawiają samochody osoby, które absolutnie nie są pracownikami sądu, ale mają przecież takie przyzwolenie, więc może trzeba byłoby jednak ustalić tę hierarchię: najpierw pracownicy sądu, konwój, a potem inni – jak zostanie jakieś wolne miejsce. W jednym z sądów zapowiedziano pracownikom: „na parkingu sądowym samochody mogą stawiać jedynie te osoby, które mają dużą odległość do pracy”. Urzędnicy się przejęli, niektórzy zaczęli przychodzić na piechotę. Sędziowie udawali, że nie słyszą i te 15 minut drogi do pracy nadal przyjeżdżali swoimi autami. W innym sądzie parking przedzielono płotem: jedna część dla sędziów i referendarzy, druga – dla reszty. W jednym z sądów prezes uznał, że dojeżdżających sędziów jest mniej niż dojeżdżających urzędników, więc ci pierwsi powinni być uprzywilejowani i mieć swoje miejsce parkingowe. Średniowiecze? Nie, XXI wiek. W innym mieście parking jest wyłącznie dla władz sądu, sędziów i oddziału administracyjnego. Domniemywam, że urzędnik powinien być kreatywny i szukać sobie miejsca, bo dla nikogo nie jest ważne to, że on również spieszy się, żeby szybko wyjść z pracy, wsiąść w samochód, odebrać dziecko z przedszkola, zawieźć matkę, ojca do lekarza itd. Niestety nadal żyjemy w światku folwarcznym, gdzie są osoby uprzywilejowanie i takie, które nie potrafią walczyć z dyskryminacją. Nie każdy potrafi powiedzieć: „znam swoją wartość”. Jednak urzędnik, jako człowiek i pracownik wymiaru sprawiedliwości, powinien być szanowany, bo to niejednokrotnie od jego ciężkiej, mrówczej pracy zależy, jak potoczy się dana sprawa. Pogarda świadczy tylko i wyłącznie o braku kultury i chamstwie.
Jeśli nie będziemy potrafili rozwiązywać problemów na drodze wzajemnego szacunku, bez egoistycznego i małostkowego patrzenia tylko na swoją osobę, to niestety, ale zawsze będziemy skazani na tę wojnę pozycyjną.