Kilka lat temu jeden z ministrów sprawiedliwości uznał za stosowne nakazać wszystkim urzędnikom sądowym skończenie studiów wyższych. Konsekwencje niezdobycia wyższego wykształcenia w przepisowym terminie były niebagatelne, wiązały się bowiem z utratą pracy. Rzesze urzędników sądowych ruszyły na studia, zahaczając po drodze o oddziały administracyjne swoich sądów z pytaniem o możliwość refundacji kosztów dalszego kształcenia. Rozwiązania w sądach były rozmaite. W moim sądzie część urzędników uzyskała jakąś częściową refundację, nikt jednak nie potrafił mi odpowiedzieć, jaki kierunek studiów mam wybrać, by także z niej skorzystać. Wybrałem uniwersyteckie studia religioznawcze na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego – jak się później okazało, nienadające się do refundacji. Jednak nie żałuję. Wspaniała atmosfera, pomoc kadry naukowej w rozwijaniu zainteresowań studentów, niezliczona ilość lektur i poznanie wielu mechanizmów socjologicznych i psychologicznych rządzących naszym zachowaniem zrekompensowały z naddatkiem trudne egzaminy i brak refundacji. Wbrew pozorom wiedza ta często przydaje się w mojej pracy zawodowej. Tak, wiem, że brzmi to zaskakująco, ale wiedza zdobyta na tych nierefundowanych studiach pozwala lepiej zrozumieć zachowania człowieka – czy to interesanta, czy to współpracownika, czy wreszcie przełożonego.
No to pozwólcie, że w tym felietonie sięgnę do zamierzchłych dziejów ludzkości. Już na początku XX w. ojciec psychoanalizy Z. Freud zauważył, że grupy ludzkie mają taką cechę, że własne winy i cechy, których nie akceptują, potrafią przenieść na bogu ducha winną jednostkę, następnie doprowadzając ją do wypędzenia, zabicia, wykluczenia ze społeczności i publicznego napiętnowania. Znacznie później francuski filozof René Girard dokładniej opisał ten proces, tworząc ciekawą teorię kozła ofiarnego. W każdej społeczności ludzkiej dochodzi do napięć, konfliktów i stopniowego psucia się relacji. Relacje ludzi skazanych na stałe przebywanie ze sobą zawsze stopniowo się pogarszają i mogłyby osiągnąć stan trudny do wytrzymania, gdyby nie mechanizmy samooczyszczenia. Trzeba jakoś uwolnić się od własnych win, grzechów, uchybień moralnych, gaf, zbiorowych wyrzutów sumienia i wątpliwości. Z pomocą przychodzi zawsze sprawdzający się kozioł ofiarny. Zaniedbania organizacyjne muszą mieć przecież konkretną twarz, konkretne nazwisko. Tylko dzięki temu można przenieść na tego jednego nieszczęśnika sumę niedociągnięć poszczególnych osób.
Co ten mechanizm obserwowany w społecznościach tradycyjnych i wszystkich systemach religijnych ma wspólnego z naszymi sądami? Zapewne już się domyślacie. Nadmiar pracy w sekretariatach sądowych, brak etatów i wszystko, co znamy na co dzień z naszej pracy, musi owocować zaległościami. Tymczasem statystyki muszą jakoś wyglądać, a gdy nie wyglądają, trzeba znaleźć winnego – taką czarownicę, którą będzie można publicznie spalić. Dlatego niemal w każdym sądzie, gdy pojawia się problem, nikt nie pyta, jak do tego doszło, tylko: Kto jest winny? Taka osoba musi się znaleźć. Gdy do tego dojdzie, wszyscy już wiedzą co było powodem niepowodzeń. Nieszczęśnika należy przykładnie ukarać – zdegradować, przenieść do innego wydziału, zastąpić innym. Zwykle na tym się kończy. Nie dochodzi do pogłębionej refleksji, co nie zafunkcjonowało, co można sensownie i systemowo zmienić, by uniknąć podobnych problemów w przyszłości. Winny został odnaleziony, wygnany, zabity i wszystko na jakiś czas wróci do normy. Napięcia się chwilowo rozładują. Gdyby nie ten nieszczęśnik, wszyscy – od prezesa i dyrektora (a może nawet ministra) po szeregowego pracownika sekretariatu – musieliby skonfrontować się z nieudolnością systemu, prawdą o tym, że nasze sądy ledwo działają. Jako przełożeni, stajemy przed wyborem łamania praw pracowników, szantażowania ich i zastraszania a gorszą statystyką.
Musielibyśmy przyjąć do wiadomości, że każdy – odpowiednio do pełnionej funkcji – odpowiada za to, że ktoś szybciej umrze, albo ciężko się rozchoruje. Takie obciążenie byłoby nie do zniesienia. Potrzebujemy złożyć ofiarę. Gdzie jest kozioł ofiarny?!